Wydarzyło się w 1991 roku: Polonia w finale Pucharu Polski!

3 lata temu | 13.03.2021, 20:41
Wydarzyło się w 1991 roku: Polonia w finale Pucharu Polski!

W końcówce sezonu 1990/91 koszykarki Polonii przeżywały karuzelę emocji. Na początku marca 1991 roku okazało się, że drużyna nie zdoła utrzymać miejsca w ekstraklasie i kolejny sezon spędzi ligę niżej. W tych przygnębiających okolicznościach nutkę optymizmu dała postawa zespołu w Pucharze Polski. Polonistki, już po ligowej degradacji, pojechały do Swarzędza, wystąpić – dość nieoczekiwanie – w finale tych rozgrywek


zdjęcia z finałowego meczu ŁKS Łódź – Polonia zamieszczone w polonijnym magazynie “Echo”; fot. Mieczysław Włodarski

To był długi i żmudny sezon. Polonia rozegrała w nim 32 ligowe kolejki, a ponadto wzięła udział w rywalizacji o Puchar Polski. W pierwszych dwudziestu meczach ekstraklasy nasze koszykarki zdołały wygrać zaledwie trzykrotnie. Trenera Jacka Rondio, który sezon wcześniej zakończył z drużyną ligę na świetnym 5. miejscu, zastąpił Janusz Kita, pracujący dotąd głównie z młodzieżą. Na początku stycznia na dobre wróciła do zespołu po urlopie macierzyńskim Krystyna Szymańska-Lara. Z ostatnich dwunastu ligowych gier udało się Polonii wygrać sześć, ale na osiągnięcie bezpiecznego miejsca w tabeli to nie wystarczyło. W 12-zespołowej ekstraklasie (zwanej wówczas I ligą) Polonia zajęła 11. miejsce z bilansem 9-23 i spadła szczebel niżej, razem z Włókniarzem Białystok (4-28). Nad Polonią, na bezpiecznym 10. miejscu, uplasował się Lech Poznań z bilansem 13-19. Mistrzyniami Polski zostały koszykarki Włókniarza Pabianice, srebrne medale przypadły drużynie ŁKS-u Łódź, a brązowe Olimpii Poznań.

W ostatni weekend 1990 roku, w przerwie między Bożym Narodzeniem i Sylwestrem, to właśnie z Olimpią przyszło grać Polonii pierwszy z meczów ćwierćfinału Pucharu Polski. W listopadowej potyczce w lidze przegraliśmy w Poznaniu tylko sześcioma punktami (88:94), ale tym razem Olimpia wygrała pewnie, 92:78. Najskuteczniejsze wśród gospodyń okazały się Violetta Kuźbik (24 punkty), Marzena Najmowicz (22) i Ewa Portianko (19). Dla Polonii najlepiej punktowały Katarzyna Dulnik (21), Elżbieta Stankiewicz (20) i Katarzyna Nowosadzka (16).
Tylko najwięksi optymiści mogli liczyć na odrobienie strat w rewanżu w Warszawie. Olimpia Poznań od trzech lat nie schodziła z ligowego podium i systematycznie budowała swą markę w żeńskim baskecie nie tylko na krajowym podwórku. Do historii przeszedł mecz poznanianek w październiku 1989 roku w ramach Pucharu Ronchetti, gdy po porażce na wyjeździe z francuskim US Orchies różnicą 14 punktów, w meczu rewanżowym w poznańskiej Arenie Olimpia znów musiała długo gonić rywalki (14:27 w 13. minucie), ale odrobienie w sumie 27 punktów straty okazało się możliwe. Olimpia wygrała rewanż z nadwyżką i kontynuowała przygodę w Europie.
Nieco ponad rok później, w meczu o trochę mniejszym ciężarze gatunkowym, poznanianki pojechały na Konwiktorską bronić spokojnie 14-punktowej przewagi z pierwszego ćwierćfinału krajowego pucharu. Ale spokoju nie było. „Bomba w Warszawie!” – poinformował po meczu Przegląd Sportowy. „W ćwierćfinałach Pucharu Polski koszykarek tylko jedna sensacja, ale za to jaka! Pozwolimy sobie zacytować Polską Agencję Prasową po pierwszych spotkaniach: Polonia nie powinna być żadną przeszkodą dla Olimpii Poznań, nawet w Warszawie. Tymczasem Polonia – po czternastopunktowej przegranej w Poznaniu – wygrała u siebie… piętnastoma. Jeden punkcik na wagę awansu, a prawdę mówiąc, mogło tych punkcików być znacznie więcej” – informował Przegląd Sportowy.

17.01.1991 – rewanżowy ćwierćfinał Pucharu Polski
Polonia Warszawa – Olimpia Poznań 81:66 (37:32)
Polonia: Katarzyna Dulnik 19, Krystyna Szymańska-Lara 15, Elżbieta Stankiewicz 14, Katarzyna Nowosadzka 14, Vilma Sipelyte 8, Agnieszka Dzioba 7, Eliza Sokołowska 2, Ilona Erlickyte 2.
Olimpia: Marzena Najmowicz 16, Małgorzata Kubiak 14, Beata Krupska 14, Violetta Kuźbik 9, Katarzyna Dydek 9, Aleksandra Szymkowiak 2, Barbara Klońska 2.

W lutym na Polonię czekał w półfinale Lech Poznań. Najpierw na wyjeździe Polonia wygrała różnicą 5 punktów, a później w Warszawie utrzymała tę przewagę. Redaktor Krzysztof Bazylow napisał w Przeglądzie Sportowym: „Warszawska Polonia po raz trzeci w ciągu krótkiego czasu spotkała się z poznańskim Lechem, wygrywając wszystkie mecze, co jest tym bardziej godne podkreślenia, iż dwa razy grano w Poznaniu. Ostatni, trzeci mecz miał największy ciężar gatunkowy – po nim mieliśmy poznać jednego z finalistów Pucharu Polski.
Polonia nie zawiodła swych kibiców, choć spada z ligi. W tym spotkaniu była faworytem i do finału awansowała znacznie łatwiej, niż wskazywałby suchy wynik. Lech tylko na początku prowadził, ale zaledwie trzema punktami, czyli teoretycznie w żadnym momencie nie miał lepszego bilansu, gdyż pierwsze spotkanie zakończyło się pięciopunktowym zwycięstwem warszawianek. Polonia szybko odskoczyła na dziesięć punktów i potem „wpadła” w schemat. Traciła rytm i prawie całą przewagę, następnie przyspieszała i odskakiwała ponownie. Tak było do samego końca, gdy z „obowiązkowych” dziesięciu punktów zrobił się remis 88:88. Ostatnie słowo należało jednak do Elżbiety Stankiewicz, która bezbłędnie wykonała dwa rzuty wolne. Warto dodać, że w razie remisu nie byłoby dogrywki, lecz awansowałaby Polonia. Dodatkowe pięć minut wchodziło w rachubę tylko przy pięciopunktowej przewadze poznanianek, a na to nie zanosiło się w żadnym momencie”.

13.02.1991 – półfinał Pucharu Polski, mecz numer 1
Lech Poznań – Polonia 58:63 (27:36)
Lech: Elżbieta Barańska 23, Violetta Glapiak 10, Lidia Wróblewska 7, Renata Nowak 7, Małgorzata Roszyk 4, Renata Biegańska 3, Violetta Nowak 2, Małgorzata Nowak 1, Teresa Rochowska 1, Wiesława Mrozińska 0.
Polonia: Katarzyna Dulnik 24, Krystyna Szymańska-Lara 14, Eliza Sokołowska 11, Elżbieta Stankiewicz 6, Katarzyna Nowosadzka 4, Izabela Piwko 4, Agnieszka Dzioba 0, Vilma Sipelyte 0.

20.02.1991 – półfinał Pucharu Polski, mecz numer 2
Polonia – Lech Poznań 90:88 (45:42)
Polonia: Krystyna Szymańska-Lara 28, Agnieszka Dzioba 17, Katarzyna Dulnik 15, Elżbieta Stankiewicz 12, Katarzyna Nowosadzka 8, Izabela Piwko 6, Eliza Sokołowska 4, Vilma Sipelyte 0.
Lech: Violetta Glapiak 23, Wiesława Mrozińska 20, Teresa Rochowska 15, Małgorzata Roszyk 13, Elżbieta Łochyńska 8, Violetta Nowak 7, Renata Nowak 2, Małgorzata Nowak 0.

W drugi weekend marca koszykarki Polonii zakończyły rywalizację w lidze. W meczu pieczętującym spadek uległy w Brzegu tamtejszej Stali 83:85. Cztery dni później udały się do Swarzędza, rozegrać finał Pucharu Polski.


Koszykarki Polonii w towarzystwie młodych zawodniczek ze Swarzędza. Fotografia dzięki uprzejmości Marcina Madanowskiego i Anny Talarczyk.

Na meczu zjawił się m.in. ówczesny trener reprezentacji Polski seniorek, zmarły 4 marca 2021 roku Tadeusz Huciński. „Początek spotkania należał do Polonii. Po pięciu minutach warszawska drużyna prowadziła 12:7, po następnych pięciu już 21:12. Z obu stron obserwowaliśmy jednak grę bardzo nieskuteczną” – relacjonował dla Przeglądu Sportowego redaktor Marek Lubawiński. „W 17. minucie przewaga warszawskiego zespołu wynosiła już 11 punktów (32:21) i wydawało się, że Puchar Polski zdobędzie drużyna, która w przyszłym sezonie występować będzie w II lidze. W tym jednak momencie boisko opuściła za pięć przewinień najwyższa w Polonii, Wilma Sipelite. To było ogromne osłabienie. Łodzianki szybko wykorzystały okazję i jeszcze przed przerwą odrobiły straty. Na przerwę drużyna Wiesława Wincka schodziła z 1-punktową przewagą”.

Vilma Sipelyte z Polonii z młodymi adeptkami basketu. Fotografia dzięki uprzejmości Marcina Madanowskiego i Anny Talarczyk.

Klubowy magazyn Polonii, Echo, poinformował, że w 10. minucie meczu, przy stanie 20:12 dla Polonii, niezadowoleni kibice ŁKS rzucili na parkiet butelkę.
„W drugiej części spotkania w dalszym ciągu obserwowaliśmy grę niezwykle zaciętą, choć nie stojącą na wysokim poziomie. Łodzianki cały czas utrzymywały bezpieczny dystans punktowy, a trener Janusz Kita nie mógł znaleźć skutecznego sposobu, by przełamać tę przewagę. Krystyna Lara szalała na boisku, ale była w swoich poczynaniach osamotniona. Puchar Polski przypadł więc faworytowi tego meczu” – to znów słowa z Przeglądu Sportowego. „Według zgodnej opinii fachowców, skład finałowego spotkania Pucharu Polski AD 1991 był jednym z bardziej sensacyjnych w ostatnich latach” – uzupełniało Echo. I jeszcze PS: „Przedstawiciel PZKosz, Alojzy Chmiel, chwalił działaczy ze Swarzędza, którzy naprawdę zrobili wszystko, aby była to impreza godna finału Pucharu Polski. Cenne nagrody ufundowali swarzędzcy stolarze i cukiernicy, a piękny, prawie metrowej wysokości drewniany puchar, wykonany przez Marka Piechnickiego, będzie zapewne zajmował czołowe miejsce w gablocie ŁKS”.
Jak podsumowało Echo, świetną partię w drużynie ŁKS rozegrała Daiva Jodeikaite, a w Polonii szczególnie chwalono postawę Katarzyny Nowosadzkiej, Katarzyny Dulnik i Krystyny Szymańskiej-Lary.

13.03.1991 finał Pucharu Polski w Swarzędzu
ŁKS Łódź – Polonia Warszawa 73:68 (38:37)
ŁKS: Daiva Jodeikaite 28, Małgorzata Turska 14, Grażyna Janciauskiene 10, Katarzyna Madej 10, Izabela Maj 8, Agnieszka Jaroszewicz 2, Sylwia Gawrysiak 1, Katarzyna Grabacka 0.
Polonia: Krystyna Szymańska-Lara 18, Katarzyna Dulnik 16, Katarzyna Nowosadzka 11, Vilma Sipelyte 8, Elżbieta Stankiewicz 6, Izabela Piwko 6, Eliza Sokołowska 3, Iwona Wawrzonowska i Agnieszka Dzioba.

 

30 lat po swarzędzkim finale postanowiliśmy zapytać kilkoro uczestników tamtych wydarzeń, co pamiętają z finału Pucharu Polski z 1991 roku. I choć osób związanych z tamtym meczem jest o wiele więcej, to każde wspomnienie jest dla nas na wagę złota. Prezentujemy je wszystkie z dumą, ale i wiarą, że dołączą do nich następne.

Izabela Jabłońska, wówczas Maj, koszykarka ŁKS Łódź:

Dużo można by opowiadać o aspektach sportowych tego meczu, ale mnie kojarzy się on przede wszystkim z… pufami. Nie pamiętam, czy dostałyśmy je tylko my, a koszykarki Polonii dostały coś od swarzędzkich cukierników, nie jestem pewna. W każdym razie nasze pufy to były takie małe ozdobne mebelki obszyte skajem, miały na środku wielki guzik i jedne były otwierane, a drugie nieotwierane. Po wygranym finale było nam bardzo wesoło i całą drużyną usiadłyśmy każda na swoim pufie na parkiecie. Zresztą mam go do dzisiaj, choć minęło 30 lat – służy teraz jako drapak dla moich kotów. W tamtych czasach nie było łatwo z meblami, więc taki podarek był czymś dosyć niezwykłym. I w ogóle nagrody dodatkowe nie były w koszykówce powszechne, choć kiedy naszą drużynę ŁKS-u sponsorował Żywiec, to po każdym meczu najlepsza zawodniczka otrzymywała od sponsora – to dziwne, bo mówimy o sportowcach – skrzynkę piwa… W każdym razie do swojego pufa ze Swarzędza mam ogromny sentyment.

Jeśli chodzi o Polonię, to bardzo mocnym punktem drużyny była zawsze Kasia Dulnik. Dość skromne warunki fizyczne nadrabiała skocznością i motoryką, do tego była zawsze niezwykle waleczna, sprytna i nieprzewidywalna. Bardzo często jej dyspozycja miała wpływ na postawę całego zespołu, czy były w stanie nawiązać walkę czy nie. Przez długie sezony w latach 90. naszą taktyką na Polonię było wyeliminowanie Kasi. Mówi się, że jeden zawodnik nie decyduje o wygranej, ale było wiadomo, że jak Kasia będzie miała dzień, to może uskrzydlić całą swoją drużynę i pokonanie Polonii będzie po prostu niemożliwe.

Finał z Polonią wygrałyśmy 5 punktami. Spotykałyśmy się wtedy z Polonistkami dość często i zawsze były to zacięte, mocne rywalizacje w duchu fair play. Nie inaczej było w Swarzędzu. Na mecz przyszło dużo miejscowej, bezstronnej publiczności, oklaskującej po prostu dobre zagrania obu drużyn. Wspominałam ostatnio tamten mecz z Sylwią Wlaźlak, która wtedy jako młodziutka dziewczyna, jeszcze pod nazwiskiem Gawrysiak, wchodziła do seniorek ŁKS-u, dając bardzo dobre zmiany. I w pierwszym zdaniu naszych wspomnień Sylwia miała identyczne skojarzenie jak ja: „Swarzędz, finał Pucharu Polski z Polonią – pufy!”. Proszę zwrócić uwagę, że cztery zawodniczki z tego meczu zostały osiem lat później mistrzyniami Europy z reprezentacją Polski: Sylwia Wlaźlak, Agnieszka Jaroszewicz, Kasia Dulnik i Krysia Szymańska-Lara.

Marcin Madanowski, wiceprezes Wielkopolskiego Związku Koszykówki i dyrektor Lidera Swarzędz:

Z relacji świadków wiem, że hala była wypełniona publicznością. Pufy wyprodukowały i podarowały Swarzędzkie Fabryki Mebli i była to u nas w Swarzędzu tradycja. Na turniejach dziecięcych jako nagrody wręczano czasami nawet fotele. Zdarzało się, że trenerzy drużyny gości wieźli potem taki fotel pociągiem do domu.

Sylwia Wlaźlak, wówczas Gawrysiak, koszykarka ŁKS-u Łódź, późniejsza Mistrzyni Europy z reprezentacją Polski (1999):

To były początki mojej przygody w seniorskiej koszykówce. Pamiętam, że przede wszystkim musiałam opanować nerwy, że mam wejść na parkiet i grać. Miałam osiemnaście lat, ŁKS był drużyną z wielkimi nazwiskami, więc to było nie lada przeżycie i stres dla takiego młodego frajdka, jak ja.
Z tamtego finału, podobnie jak Izie, na myśl przychodzą mi pufy. Ja swojej nie mam już od wielu lat. Tamtą Polonię wspominam przez pryzmat Kasi Dulnik i Krysi Szymańskiej-Lary. Krysia grała na „mojej” pozycji, vis a vis. To był początek naszych wieloletnich pojedynków, czy to jak Krysia grała w Polonii, czy później w Wiśle, czy w kadrze. W finale 1991 roku ona była już gwiazdą, było ogólnie wiadome, że to wspaniały gracz, reprezentantka Polski. Trzeba było się potwornie namęczyć, by za Krysią nadążyć.
Jeszcze co do nagród rzeczowych. W Swarzędzu były wspomniane pufy, a w meczach ŁKS-u w Łodzi drużyna, która zdobywała jako pierwsza 55. punkt, dostawała zgrzewkę piwa od sponsora. Te piątki miały być chyba symboliczne, nawiązujące do oceny bardzo dobrej w szkole. Tyle, że przecież chodziło o alkohol. Dziś tego typu nagroda jest oczywiście nie do pomyślenia.

Katarzyna Dulnik, koszykarka Polonii, późniejsza Mistrzyni Europy z reprezentacją Polski (1999):

Na myśl o tamtym finale przypominają mi się pozytywne uczucia, jakie mi towarzyszyły. Co prawda przegrałyśmy tamten mecz, ale w obliczu naszej ogólnej postawy w pucharze i tego, że chwilę wcześniej spadłyśmy z ligi, dał nam on poczucie, że jednak nie jesteśmy takie beznadziejne i nic nie warte. Udział w tym finale był naszym wielkim sukcesem, podobnie jak sezon wcześniej zakończenie ligi na piątym miejscu.
Z drużyną ŁKS-u znałyśmy się dobrze, bo bardzo często z nimi rywalizowałyśmy. Z kilkoma ich zawodniczkami łączyły mnie przyjaźnie – potrafiłam oddzielać to, co na boisku, od tego, co poza nim. Na boisku się tłukłyśmy, a poza parkietem spędzałyśmy razem czas. Ówczesny ŁKS miał bardzo silną ekipę. My tradycyjnie występowałyśmy w roli drużyny niewygodnej i nieobliczalnej. Startowałyśmy z pozycji teoretycznie przegranej, ale w wielu meczach na przestrzeni lat udawało nam się na bazie tego robić niespodzianki.
Jeśli chodzi o pufy, dostał je tylko ŁKS. Na meczu dopingowali nas kibice Polonii, w tym mój kolega Janek, który przyjechał z dwoma innymi kolegami i oni we trzech kupili naszej drużynie tort. I przez tort spóźnili się na mecz, a do tego jeszcze uszkodził im się w transporcie. Oczywiście sprawili nam tą niespodzianką mnóstwo radości.

Agnieszka Sasin, wówczas Pantow, koszykarka Polonii:

fot. Mieczysław Włodarski

To ciekawe jak czas zaciera wspomnienia. Nie pamiętam z tego meczu praktycznie nic. Patrzę na zdjęcie, na którym Kasia Dulnik trzyma mi głowę na kolanach, to zapewne moment smutku po meczu – ale czy dobrze to interpretuję? Nie jestem pewna.
Faktem jest, że ja i Iwona Wawrzonowska pojechałyśmy na ten mecz jako juniorki dokooptowane do drużyny seniorek. Chodziłyśmy wówczas do liceum im. Andersa przy Konwiktorskiej, byłyśmy razem w klasie maturalnej i trenowałyśmy w zespole trenera Andrzeja Fuska, z którym zresztą do dziś spotykamy się naszym juniorskim rocznikiem 1972.
W tamtej Polonii, która doszła do finału, występowały dwie Litwinki. Ilona, niska rozgrywająca, z ciemnymi włosami i Wilma, bardzo wysoka, niemal dwumetrowa. Na tamte czasy to było dla nas, młodych, dziwne i zaskakujące, że oto klub robi zagraniczne transfery. Odbierałam to jako doniosły moment. Natomiast chyba przede wszystkim moją głowę zajmowała wówczas zbliżająca się matura.

Katarzyna Kowalska, wówczas Nowosadzka, koszykarka Polonii:

W finale zostałam wybrana najlepszym obrońcą. Na pewno kryłam też Daivę Jodeikaite (chyba nie tylko ją) i wtedy ją w miarę zatrzymałam, bo ona zawsze tych punktów rzucała mnóstwo. W nagrodę dostałam zestaw naczyń żaroodpornych: sześć talerzy głębokich, płaskich, śniadaniowych, filiżaneczki, miska i taka patera –  w ogóle ja to do dzisiaj to mam! To są jaja, co ;)?

Trener mi później mówił, że miałam wtedy dostać jeszcze jedną nagrodę, jako najlepiej wykonująca rzuty wolne, ale chyba nie starczyło już czasu na jej wręczenie i nie wyczytali mnie. Ale i tak byłam mile zaskoczona otrzymaną nagrodą i faktem, że ktoś docenił obrońcę! Żadnych zdjęć nie mamy stamtąd. Tak dziwnie, bo to jednak był Puchar Polski.

Fajnie by było, gdybyśmy wtedy wygrały. ŁKS piął się wówczas bardzo do góry, miał silny i wyrównany skład, także bardziej doświadczony, mógł sobie pozwolić na grę większą liczbą zawodniczek. Blisko byłyśmy, ale trochę zabrakło. Może takiego szczęścia, może też boiskowego doświadczenia, ponieważ rocznikowo byłyśmy młode. Zabrakło też zimnej krwi. W tamtych czasach faktycznie tak było z tym ŁKS-em, że ciągle nam gdzieś to zwycięstwo z nimi uciekało.

Janusz Kita, trener Polonii:

Niewiele pamiętam z samego meczu, niestety, to było tak dawno temu. Nie mieliśmy w klubie warunków organizacyjnych do sukcesów, ale mieliśmy charakterologicznie i pod względem ambicji bardzo silne koszykarki. Dziewczyny potrafiły w niektórych meczach wspaniale się mobilizować i pomagać szczęściu. Jak to kiedyś mówił Walenty Kłyszejko, z którym miałem specjalizację w Zakładzie Gier Zespołowych na AWF: „zaciekłość i zajadłość, bez tego nic się nie da zrobić”. No więc te stale powtarzane przez Kłyszejkę “zaciekłość i zajadłość” – to charakteryzowało nasze koszykarki.
Pracowałem w Polonii prawie 20 lat, przed seniorkami prowadziłem kadetki SKS 12. Tamten finał seniorek był jednym z moich najprzyjemniejszych momentów. Pomagał mi Mirek Nosowicz, on w funkcji masażysty, ja jako trener, ale de facto musieliśmy organizować w tym duecie o wiele więcej. Mirek już wtedy pracował przy reprezentacji Polski i miał duże rozeznanie. Nasza sekcja nigdy nie miała za wielu pieniędzy. Bywały na przykład problemy ze strojami, nie było wówczas w tej materii za dużego wyboru.
Co jest godne podkreślenia – były to czasy, gdy Polonia, mimo bardzo skromnych warunków organizacyjnych, miała świetnie wyszkolone zawodniczki, które otrzymywały powołania do reprezentacji Polski, od kadetek, przez juniorki, po drużynę seniorek.

 

Udostępnij
 

Sponsorzy i Partnerzy

GŁÓWNY PARTNER
SPONSORZY / PARTNERZY GENERALNI
SPONSORZY / PARTNERZY SEKCJI
PATRONI KOSZYKÓWKI POLONII WARSZAWA
PARTNER MEDYCZNY // PARTNER TRENINGOWY
PARTNERZY WSPIERAJĄCY
SPONSORZY / PARTNERZY ROZGRYWEK