Bohdan Bartosiewicz – opowieść o patronie Memoriału

4 dni temu | 14.09.2024, 10:19
Bohdan Bartosiewicz – opowieść o patronie Memoriału


Trener, który odmienił oblicze kobiecej koszykówki w Polonii Warszawa.
Sportowiec z pokolenia, któremu wojna pokrzyżowała wiele planów i marzeń.

Koszykarz, siatkarz, szczypiornista. „Nasz kochany trener” – napisały o nim koszykarki Polonii na zaproszeniach urodzinowych, gdy kończył 90 lat. Bohdan Bartosiewicz. Legenda.

„Przyszedł do Polonii w roli trenera w 1962 roku i w żeńskiej sekcji koszykówki coś wreszcie zaczęło się dziać, bo „Bartek” szukał uzdolnionych dziewcząt po szkołach, namawiał nauczycieli. Po dwóch latach w koszykarskich zawodach tzw. „pierwszego kroku” startowało piętnaście dziewczęcych drużyn Polonii. Do klubu trafiło dzięki temu wiele zdolnych koszykarek” – opowiada Hanna Loth-Nowak, zawodniczka Polonii w latach 1951-1965. Gdy w 2008 roku Bohdan Bartosiewicz kończył 90 lat, jego wychowanki urządziły mu wspaniałe jubileuszowe przyjęcie. Pojawiło się blisko czterdzieści byłych zawodniczek, część z nich zagrała tamtego dnia benefisowy mecz wspomnień przeciwko dawnym koleżankom z AZS AWF Warszawa.

Tęsknota za sukcesami

Bohdan Bartosiewicz przepracował z koszykarkami Polonii ponad 20 lat. Z drużyną seniorską, z juniorkami – starał się trzymać pieczę nad całą piramidą szkoleniową sekcji. Jego wychowanki trafiały do reprezentacji Polski, wyróżniały się rozmaitymi talentami. W 1976 roku seniorki Polonii zajęły drugie miejsce w trwającej aż 36 kolejek lidze, zdobywając wicemistrzostwo Polski. Potrafiły ograć potężną Wisłę Kraków, zdystansować renomowane drużyny z Łodzi i Poznania. Ten sukces ma znaczenie także i obecnie – nie powtórzyła ani nie pobiła go do dziś żadna inna żeńska drużyna koszykówki z Mazowsza.

Nie zapominajmy o młodzieży

Trener Bartosiewicz od początku pracy w Polonii wyszukiwał utalentowane zawodniczki, niektóre musiał namawiać do porzucenia innych dyscyplin dla koszykówki. Dzięki temu Polonia zyskała m.in. Jadwigę Korbasińską, wybitną koszykarkę przełomu lat 60. i 70. XX wieku, „podebraną” klubowej sekcji lekkoatletycznej. Wszystkie moje zawodniczki są wychowankami Polonii. I muszę przy tej okazji powiedzieć, że jest to powód do szczególnej radości w czasach, kiedy przywiązanie do barw klubowych mocno się zdewaluowało. Praca z seniorkami zawsze była dla mnie nieodłącznie związana z pracą z młodzieżą” – mówił w latach największych sukcesów kobiecej sekcji basketu w Polonii. O swoich początkach opowiadał z kolei: „Do Polonii przyszła ze mną cała grupa utalentowanych uczennic. Gdy pojawiłem się w hali przed pierwszym treningiem, na sali trwały akurat zajęcia sekcji męskiej, a z boczku, na małym fragmencie, ćwiczyła sekcja kobiet. Było ich ze siedem, osiem, z czego do grania cztery. Te moje młode jakoś je uzupełniły”. Ligowy sezon 1964/65 seniorki Polonii zakończyły na trzecim miejscu w tabeli, zaskakując koszykarską Polskę. Przez kolejną dekadę były na ligowym podium jeszcze dwa razy. Czasem szło im gorzej. W niedotowanej, biednej sekcji koszykówki kobiet panowała jednak wyjątkowa atmosfera.

Opiekun pełen pasji

„Trener Bartosiewicz przewspaniale opowiadał anegdoty z koszykarskiego życia. Czasem zawalał przez to trening, na 10 minut przed końcem orientował się, że przegadał zajęcia. Im dłużej pracował w klubie, tym bardziej lubił dzielić się swoimi doświadczeniami, zarażać pasją” – wspomina szkoleniowca Danuta Kopeć, która jako juniorka dołączyła do pierwszego zespołu pod koniec lat 70.

„Był dla nas nie tylko trenerem, ale też starał się pomagać nam życiowo. Mogliśmy porozmawiać na najróżniejsze tematy.
Na mecze wyjazdowe podróżował z walizeczką, a w niej miał dla nas naszykowane jedzenie, na przykład kanapki z żółtym serem i pieczoną wołowiną, która wówczas była nie lada rarytasem. Nauczył nas grać w kierki i brydża, na obozach organizował turnieje karciane. W wewnętrznych zawodach koszykarskich były do wygrania smakołyki. Czasem robił nam wykłady – każda musiała mieć swój zeszyt, rysowałyśmy koszykarskie schematy. Oczywiście potrafił się też solidnie zdenerwować, powiedzieć parę mocniejszych słów, a nawet wyrzucić z obozu reprezentantki Polski” – wyliczają podopieczne Bohdana Bartosiewicza, dzieląc się kolejnymi anegdotami, które nazbierały się przez lata pracy „Bartka” w Polonii.

Jedną z tych „wyrzuconych reprezentantek” była Lucyna Szymańska, koszykarka Polonii w latach 1965-1975: „Trener Bartosiewicz ojcował nam. Był nam bardzo oddany i wpajał nam swoje zasady. Ja i Winia Korbasińska musiałyśmy opuścić obóz dzień przed końcem – to była kara, bo popłynęłyśmy z chłopakami kajakami na jezioro. Byłyśmy już pełnoletnie, ale złamaliśmy ustalone zasady i musiałyśmy ponieść konsekwencje”.

Do treningów podchodził zawsze bardzo poważnie, indywidualnie, z niezwykłą dbałością o detale. Zwracał uwagę na ustawienie stóp, ułożenie rąk i nóg – dzięki jego uwagom nauczyłyśmy się doceniać każdy niuans” – twierdzi Urszula Pulkowska-Engel, kapitanka wicemistrzowskiej Polonii z 1976 roku.

Sportowe początki „Bartka”

Bohdan Bartosiewicz urodził się 21 października 1918 roku w podwarszawskich Michałowicach. „Rodzice nadali mi imię na fali popularności Trylogii Sienkiewicza, zainspirowani postacią Bohdana Chmielnickiego” – opowiadał w jednej z rozmów. Wychował się na warszawskiej Pradze, w kamienicy przy Jagiellońskiej 22. Jako 21-latek, rok po maturze, brał udział w koszykarskich mistrzostwach Europy w Kownie. Polacy wywalczyli wtedy brązowy medal, a „Bartek” był najmłodszym zawodnikiem naszej kadry. Redaktor Łukasz Jedlewski w serii „Galeria sławy” Przeglądu Sportowego pisał o naszym bohaterze: „W Kownie Bartosiewicz zastąpił kontuzjowanego Janusza Patrzykonta. Był tak przejęty, że nie pamięta co robił, jak grał. Zdobył w debiucie cztery punkty. Mówiono mu potem, że po faulu sędzia musiał doprowadzić zdenerwowanego nowicjusza na linię rzutów wolnych, bo delikwent nie wiedział co się dzieje”.

Koszykówka nade wszystko

Jako uczeń praskiego gimnazjum Władysława IV, Bohdan Bartosiewicz swoje sportowe pasje musiał realizować podstępem. Władze oświatowe narzucały bowiem młodzieży zakaz przynależności do pozaszkolnych klubów sportowych. W IV klasie gimnazjum „Bartek” przystąpił do Polonii, zafascynowany koszykówką po obejrzeniu meczu Czarnych Koszul z drużyną z Estonii. Chęć trenowania w „prawdziwym” klubie zwyciężyła. Ktoś doniósł na mnie do dyrekcji szkoły, a ta powiadomiła rodziców. Zrobił się problem. Nie lubiłem kłamać, ale jednak... Do naszego mieszkania wchodziło się z korytarza, w którego innej części mieszkał mój młodszy kolega z gimnazjum, też zawodnik Polonii. Mamie mówiłem, że idę na spacer, w korytarzu już czekał kolega z moimi trampkami, koszulką i spodenkami w torbie. I biegłem na trening. Gdy wracałem, on znowu zabierał tę torbę. I tak musiałem oszukiwać rodziców. W związku z tą sytuacją praktycznie nie mam zdjęć sportowych sprzed wojny, bo gdy fotografowano drużynę Polonii, uciekałem bądź chowałem twarz, by nie zostać ujawnionym” – opowiadał Bohdan Bartosiewicz redaktorowi Markowi Ceglińskiemu. „Zajmowałem się sportem, a nie złymi nawykami, jakie mieli koledzy ze szkoły. Szkoda, że szkoła tego nie doceniała. Twierdzę, że sport dawał wiele. Raz miałem przykład co znaczyło życie bez sportu, jak koledzy ze szkoły mnie zaprosili na imieniny... To lepiej nie mówić co się tam działo...” – wspominał trener „Bartek” innym razem.

Reprezentował szkołę w skokach na przyrządach, w siatkówce, ping-pongu, piłce ręcznej i w koszykówce. Miał „papiery” upoważniające do pływania w Wiśle poza miejscami strzeżonymi. Rodzice proponowali mu edukację muzyczną, kupili skrzypce, kibicowali występom syna w szkolnym chórze. Ale wygrał sport. W oficjalnych zawodach Bohdan Bartosiewicz mógł jednak zacząć występować pod swoim nazwiskiem dopiero po zdaniu matury w 1938 roku. Kilka miesięcy później zdobył z reprezentacją Polski nieoczekiwany brązowy medal mistrzostw Europy.

Czas wojny

W okupowanej Warszawie Bohdan Bartosiewicz przeżył skrajnie trudny pobyt na Pawiaku. Opowiadał o nim w silnych emocjach: „Było nas tam dwudziestu w pięcioosobowej celi, tłok jak cholera. Otwierają się drzwi. I zaczynają dyktować: kto ma przydział do jakiej grupy. Mnie skierowali do najgorszej. Ale w tej chwili wychodzi z zaplecza Niemiec, spojrzał na mnie i nakazał się wycofać. Z powrotem do celi. A resztę na rozstrzelanie. Za pewien czas sytuacja się powtórzyła. Wzięli mnie na przesłuchanie i skierowali do grupy na stracenie. I znów – wychodzi ten sam gestapowiec, i bierze mnie za rękę i prowadzi z powrotem do celi. Na starość zacząłem się zastanawiać dlaczego on mi wtedy ratował życie. I któregoś dnia mnie olśniło. W maju 1939 roku odbyły się w Warszawie mecze koszykówki Polska – Niemcy i Warszawa – Berlin. Przypuszczam, że Niemcy chcieli z nami zagrać wcale nie dla meczu, ale żeby zrobić rozeznanie, a do swojego zespołu koszykarzy włączyli szpiegów. Przecież niebawem nas zaatakowali. I wydedukowałem sobie, że ten Niemiec tam w Pawiaku przypomniał sobie mnie z boiska…”.

Sportowiec kompletny

Po wojnie Bohdan Bartosiewicz wrócił do sportu. Został kapitanem reprezentacji koszykarzy. Pełnił tę funkcję na mistrzostwach Europy w Czechosłowacji (1947), w których drużyna zajęła szóste miejsce. W 1948 roku wystąpił w pierwszym oficjalnym meczu międzypaństwowym drużyny narodowej siatkarzy. Na parkiet w hali warszawskiej YMCA przy ul. Konopnickiej, gdzie biało-czerwoni grali z Czechami, wyszedł w podstawowym składzie. Trenował też z powodzeniem szczypiorniaka. Bronił barw drużyny Społem Warszawa, a następnie AZS – z obiema zdobywał medale mistrzostw Polski w koszykówce, siatkówce i w piłce ręcznej. W AZS pełnił funkcję kapitana w drużynach wszystkich trzech dyscyplin.

Z reprezentacją Polski w koszykówce pożegnał się w 1951 roku, po rozegraniu 40 meczów międzypaństwowych. Redaktor Łukasz Jedlewski charakteryzował „Bartka” obrazowo: „Potrafił przyczepić się jak pijawka do najznakomitszych snajperów i obrzydzić im życie”. Bohdan Bartosiewicz odpowiadał mu: „Cóż, byłem „robolem” i nie unikałem nawet najcięższej orki od pierwszej do ostatniej minuty”.

Grał jako środkowy, mając tylko 176 cm wzrostu. Jeszcze raz Łukasz Jedlewski: „Dzisiejszym kibicom, przyzwyczajonym na tej pozycji do graczy o parametrach 210-215 cm, może się ta informacja wydać kaczką, ręczę jednak za jej rzetelność. „Bartka”-centra widziałem na własne oczy i nie zazdroszczę rywalom. Miał spryt i był wszechstronny. Jeszcze jako uczeń golił się i jadł lewą ręką, by ją usprawnić”.

Owoce trenera

Po zakończeniu kariery zawodniczej Bohdan Bartosiewicz podjął pracę szkoleniowca. Włókniarz Żyrardów, stołeczny Start, Warszawianka, a później przez ponad 20 lat, aż do emerytury, Polonia. W tej ostatniej jeszcze równolegle młodzieżowa reprezentacja Polski dziewcząt, reprezentacja Warszawy i żeńska kadra Polski klubów kolejowych. Praca szkoleniowa i pedagogiczna. Po wycofaniu się ze sportu uczestnictwo w Klubie Seniora AZS i stały kontakt z koszykarkami Polonii.

Ostatnie lata życia spędził w Domu Matysiaków na Saskiej Kępie w Warszawie. Otoczony opieką dawnych podopiecznych, do ostatnich dni życia mógł liczyć na ich ofiarność i wsparcie.

- - -

Bohdan Bartosiewicz zmarł 2 grudnia 2015 roku w wieku 97 lat. Spoczywa na Cmentarzu Północnym na warszawskiej Wólce Węglowej, kwatera W IX 5, rząd 7, miejsce 3.

- - -

Zdjęcie tytułowe pochodzi z kolekcji dawnej koszykarki Polonii Izabelli Młynarczyk-Doebbler dla Archiwum Cyfrowego Polonii Warszawa. 

Udostępnij
 

Sponsorzy i Partnerzy

GŁÓWNY PARTNER
SPONSORZY / PARTNERZY GENERALNI
SPONSORZY / PARTNERZY SEKCJI
PATRONI KOSZYKÓWKI POLONII WARSZAWA
PARTNER MEDYCZNY // PARTNER TRENINGOWY
PARTNERZY WSPIERAJĄCY
SPONSORZY / PARTNERZY ROZGRYWEK
5195896